wtorek, 17 maja 2011

Zaginiona księga z Salem (Katherine Howe) - recenzja


Tytuł: Zaginiona księga z Salem
Autor: Katherine Howe
Wydawnictwo: Niebieska Studnia
Data wydania: styczeń 2011
 
Z okładki:
„Urocza, czarodziejska, magiczna powieść, której akcja dzieje się współcześnie, ale ma swą genezę w XVII wieku, w czasach słynnych procesów czarownic z Salem. Connie Goodwin, absolwentka Harvardu, spędza lato w Marblehead, rodzinnym mieście położonym niedaleko miejsca dramatycznych wydarzeń sprzed lat, zbierając materiały do swojej pracy doktorskiej.
Porządkując opuszczony dom babci, trafia na trop tajemniczej księgi, która nie tylko pomoże jej w karierze naukowej, ale również pozwoli odkryć rodzinną tajemnicę...”

Connie to niesamowicie sympatyczna bohaterka. Z poczuciem humoru, dystansem do siebie. Troszkę zagubiona w życiu prywatnym ale także pasjonatka. Podziwiam ludzi, którzy potrafią cieszyć się swoją pracą, nawet jeżeli dostrzegają jej wady. Praca na uczelni? Ciężki kawałek chleba, szczególnie jeżeli trzeba w torbie pomieścić wiele niezwykle ciężkich i trudno dostępnych lektur.
Bardzo interesująca dwutorowość historii. Dostajemy opowieść współczesnej bohaterki oraz fragmenty z życia kobiet w czasach procesów w Salem. Osobiście z niecierpliwością wyczekiwałam każdego kolejnego fragmentu poświęconego Deliverance.
Książka, która ma w sobie ogromny potencjał. Wykorzystuje go choć nie tak jak się spodziewałam. Bardzo dobra lektura, szczególnie dla osób zainteresowanych tematyką magii.
Trudno oderwać się od lektury. Szczególnie, gdy fabuła nabiera rumieńców i niestety dąży do finału. Autorka fantastycznie oddaje klimat starych bibliotek, zatęchłych pomieszczeń i podniszczonych woluminów. Czytając nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że moje zmysły instynktownie wyczuwają woń wiekowego druku i nad niszczonego papieru. Jestem fanką książek, które mają własną historię, duszę.
 

sobota, 30 kwietnia 2011

Wytrawny przekręt (Peter Mayle) - recenzja


Wytrawny Przekręt
Peter Mayle
wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Wydano : 2010
liczba stron: 190

Danny Roth, prawnik, który lubił dyskretnie podkreślać swoje bogactwo, zdecydował się na upublicznienie informacji o swojej, wartej trzy miliony dolarów, kolekcji win. Zdawał sobie sprawę z faktu, że tylko w ten sposób wiadomości o jego zainteresowaniach zostaną należycie docenione. Nie wpadł jednak na pomysł, że artykuł w prasie stanie się bodźcem do zuchwałej i profesjonalnie przygotowanej kradzieży. Firma ubezpieczeniowa rozpoczyna własne śledztwo w sprawie Rotha – wysyła do Francji Sama Levitta, dawnego radcę prawnego z mroczną przeszłością – by ten, jako zdolny do podejmowania odważnych decyzji i pełen niekonwencjonalnych pomysłów sprawdził się w roli detektywa. Nieważny jest przebieg złodziejskiej akcji – wszyscy poznają scenariusz już w drugim rozdziale. Liczy się pytanie, kto stoi za kradzieżą, a także – jeszcze bardziej istotne – dlaczego wino Rotha było tak cenne.

Wytrawny przekręt nie należy do kryminałów i trzeba to zaznaczyć wyraźnie. Jeżeli ktoś sięgnie po ten tytuł z nadzieją na intrygi z najwyższej gatunkowej półki może poczuć wielki niedosyt. Wątek kradzieży przybiera obyczajową formę. Nie jest to pozycja z nadzwyczaj wartką akcją, wręcz przeciwnie, sączy się, niczym wytrawne wino. Nic nie zmieni  faktu, że lektura sprawia przyjemność i pomaga się odprężyć. 
Jeżeli czujecie zmęczenie. Przeżywacie chwilowy przypływ braku chęci do czegokolwiek. Brakuje wam wakacji… To pozycja dla was.

Czytając miałam wrażenie, że podróżuję po pięknej Francji i mam niepowtarzalną okazję kosztować wyśmienite wina. Same opisy przyprawiały mnie o zniewalające doznania smakowe. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. Peter Mayle tworzy niepowtarzalny klimat. Jest mistrzem w malowaniu słowem. Ma niezwykły dar, zaprasza czytelnika na ucztę, którą skomponował piórem. Wszystko wspaniale się ze sobą łączy, harmonia – krajobrazu, fabuły, urokliwych knajpek w jakich znajdziemy się dzięki książce – zachwycające!

Fenomenalna lekkość prowadzenia historii. Sympatyczni bohaterowie.
To świetna książka i kiedy doczytywałam ostatnie zdania żałowałam, że moja przygoda w tym aromatycznym świecie dobiega końca.
Polecam.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Trzepot skrzydeł (Katarzyna Grochola) – recenzja


Trzepot skrzydeł
Katarzyna Grochola
wydawnictwo : Wydawnictwo Literackie
Wydano : 2008
liczba stron: 168


Zwlekałam z przeczytaniem tej książki choć sama  nie wiem dlaczego. Okazja by w końcu zapoznać się z pisarstwem Katarzyny Grocholi nadeszła wraz z 12 godzinną podróżą do Gdańska.
Jestem mile zaskoczona, że Trzepot skrzydeł porusza tak trudną tematykę. Trudną dla autora i dla czytelników. Przemoc domowa, toksyczna miłość. 
Główna bohaterka jest zwykłą kobietą, ma wiele pragnień, marzeń, szuka pięknej i prawdziwej miłości. Kiedy ją znajduje poświęca się bezgranicznie, powoli zostaje osaczona i ubezwłasnowolniona. 
Jak łatwo można ulec złudnym uczuciom, słodkim szeptom przystojnego mężczyzny? Jak szybko można zasmakować upokorzenia, bólu ze strony kogoś najbliższego?
Grochola podaje nam ciężkostrawną opowieść jednak stylistycznie nadaje jej lekkości. Może to być zaletą jak i wadą, według mnie wszystko jest na swoim miejscu. Czytelnik nie ma ochoty rzucić książką o ścianę z narastającego napięcia. Czyta się jednak z zapartym tchem, zadając sobie pytanie a co by było gdybym to była ja?
Podoba mi się poprowadzenie historii jako listu, który spisuje bohaterka. Łatwo w ten sposób wczuć się w rolę odbiorcy, któremu powierzana jest od dawna skrywana tajemnica. Poznajemy historię Hanki tak jak ona chce nam ją przekazać, to forma spowiedzi, oczyszczenia się z brudu dotychczasowego życia.
 Nie zgadzam się z zarzutami, że język i styl nie komponują się z tematem. Dostajemy w ręce rys psychologiczny, nie jest on pełny i to od naszych przemyśleń będzie zależeć ile z książki wyniesiemy dla samych siebie.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Dziewczynka w zielonym sweterku - Recenzja

Dziewczynka w zielonym sweterku
Krystyna Chiger, Daniel Paisner
Przełożyła Beata Dżon
Wydawnictwo Naukowe PWN
Warszawa 2011
(+ płyta DVD, Literatura Faktu PWN)


Z okładki:
„Tytułowy zielony sweterek istnieje do dziś. Jest eksponatem w waszyngtońskim Muzeum Holocaustu. Dziewczynka to autorka książki, wówczas ośmioletnia Krysia Chiger, której życie ocalił Leopold Socha - polski kanalarz ze Lwowa, katolik, grzesznik, drobny złodziejaszek... Przez 14 miesięcy pomagał i dawał schronienie ukrywającej się w kanałach grupie uciekinierów z getta. Za pieniądze. Jednak to, co wydawało się okazją do zarobku, stało się heroiczną walką o życie ludzkie...”



Książkę kupiłam zupełnie przypadkiem. Nic o niej nie wiedząc – z nadzieją, że przyda się do mojej pracy licencjackiej. Okazała się być nie tylko przydatną ale także wspaniałą lekturą.

Krystyna Chiger opowiada niezwykłą historię. To obraz wojny widzianej oczami bezbronnej dziewczynki. Wspomnienia spisane po wielu latach, wciąż żywe i niezwykle autentyczne. Czytając nie miałam wrażenia, że jakiekolwiek słowo, zdanie może być przesadzone czy uartystycznione. Już od pierwszej strony poznajemy życie rodziny Chiger, to w jaki sposób zostali skonfrontowani z brutalnymi realiami wojny. Pani Krystyna wspaniale poprowadziła narrację. Perspektywa dziecka, które musi bardzo szybko dorosnąć, nauczyć się jak żyć by przeżyć. Obcujemy z rodziną, która walczy z wielką historią. 

Dziewczynka… to także hołd złożony człowiekowi, który potrafił ryzykować wszystkim co miał by ochronić ludzi w potrzebie. Przechowanie w literaturze tak szlachetnej postawy, chęć upamiętnienia tego – to metafora bohaterstwa wszystkich ludzi, którzy podczas II wojny światowej uratowali wiele istnień przed zagładą.  

Dramat getta, wola przetrwania, szukanie własnego miejsca w świecie. Świadectwo  prawdy emocjonalnej 
o holocauście. Zmierzenie się człowieka z ciemnościami świata, z samym sobą i historią.
Lektura dla każdego. Wspomnienia Dziewczynki mają niezwykłą moc, niosą za sobą wiele wartości. Zachęcam aby sięgnąć po tą książkę nawet jeżeli nie interesuje was literatura wojenna. Dostarcza ona wzruszeń, podziwu, łez smutku i łez radości.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Powitanie i pierwsze starcie z klasyką


Wraz z wiosną postanowiłam zmienić coś w swoim życiu.
Nowa energia przygnała mnie tutaj by szkolić warsztat i dzielić się myślami z innymi.
Rozpoczynam więc nowy projekt, który mam nadzieję pozwoli mi realizować się w dziedzinie krytyki literackiej.
Książki otwierają przede mną wiele fascynujących drzwi do najróżniejszych światów. Uwielbiam poznawać je i pragnę dzielić się swoimi doświadczeniami, a także uczyć się od innych podróżników-czytelników.
Z pokorą oddaję się zatem w ręce bardziej doświadczonych i liczę na wyrozumiałość :)
. . .
Wczoraj skończyłam czytać jedną z lektur Młodopolskich. Rzucam się zatem na głęboką wodę i postaram się ubrać w słowa wrażenia dotyczące Ziemi Obiecanej.

Ziemia obiecana
Władysław Stanisław Reymont
Pierwodruk – Warszawa 1899r.

 
Powieść charakteryzuje bardzo dokładnie niemal wszystkie warstwy społeczne XIX wieku w Łodzi. To interesujące studium upadku i odejścia od wsi i natury. Ziemia obiecana obrazuje rozwój przemysłu i rozrastania się miast.

W Łodzi króluje pieniądz, ludzie odpychają od siebie uczucia i kulturę,  biorą udział w wyścigu kapitalistycznych mrzonek o fortunie. Ile warte jest życie, jak zarządza się wielkimi fabrykami, czy opłaca się zachować resztki człowieczeństwa?

Reymont nie podsuwa czytelnikowi malowniczych opisów przyrody, nieustannie czujemy unoszące się nad miastem dymy, krew i pot robotników. Niemal trzymamy w dłoniach ruble zarobione uczciwie lub też nie. Słyszymy szmery maszyn, organiczne życie miasta i podpierające niebo kominy. Brud, hałas, odstąpienie od jednostkowego patrzenia na ludzi, na rzecz bezkształtnej masy.

Lektura stawia wiele pytań, bywa ciężka i pesymistyczna. Jest jednak niezwykle aktualna, wywarła na mnie ogromne wrażenie i nie żałuję czasu jaki spędziłam śledząc losy bohaterów. 
Polecam.